Zacznę od tego, że w ostatnim poście zadawałam sobie pytanie, co zrobić z wygranym karnetem na zajęcia z fitness i kettle box. Nie byłam pewna czy wykorzystać go teraz, jak to będzie współgrało z moim treningiem przygotowującym do półmaratonu. Ponieważ nikt mi nie podpowiedział co robić, zadecydowała ciekawość. Poza tym, mój 12-tygodniowy trening i tak dobiegał końca, a podczas jednego z ostatnich wybiegań pokonałam wymażony dystans półmaratonu, pomyślałam, że idę na żywioł, a dodatkowe treningi siłowe mogą mi tylko pomóc, a nie zaszkodzić.
To był NIESAMOWITY miesiąc. Do tej pory myślałam, że jestem w niezłej formie, ale zajęcia sportowe w Fig Fitness utarły mi nosa. W pierwszym tygodniu nie poradziłabym sobie bez proszków przeciwbólowych, ledwo powłóczyłam nogami i rękoma, a ból, o ironio, mijał dopiero podczas następnego treningu. W drugim tygodniu czułam już wyraźnie endorfiny, które buzowały we mnie po każdych zajęciach i z niecierpliwością czekałam na następny dzień i kolejne wyzwanie. Trochę zaszalałam w tym miesiącu i chodziłam tak często jak mogłam. Dzisiaj o 5 rano zaliczyłam piętnastą i ostatnią godzinę treningu w tym miesiącu.
Po pierwsze- jestem zdecydowanie silniejsza, a te rzeczy, które w pierwszym tygodniu sprawiały mi problem, w tej chwili cały czas nie należą może do przyjemnych, ale wykonuję wszystkie powtórzenia w każdej serii. Ostatnio nawet z większym obciążeniem.
Po drugie-czuję się tak umięśniona, jak nigdy dotąd, a to dopiero początek! Uwielbiam to wspaniałe uczucie twardych jak skała mieśni nóg i zarysowujące się mięśnie górne brzucha, nie ukrywam, że praca dla takich efektów ma dla mnie sens. I ramiona - wreszcie zaczynam wyglądać jak atleta ;)
Wpływ na bieganie?
Przede wszystkim przyznam się, że biegałam bardzo mało w tym miesiącu, bo nie miałam po prostu na to czasu, ale podczas kilku treningów biegowych, które zaliczyłam, moje tempo było lepsze, a ja czułam się bardzo komfortowo z każdą milą.
Certyfikat wygrałam na miesiąc nielimitowanych zajęć. Już po dwóch tygodniach wiedziałam, że zostaję. W poniedziałek zaczynam kolejny miesiąc w Fig Fitness i zamierzam jakoś to połączyć z treningami biegowymi.
Do półmaratonu zostały trzy tygodnie i ta kwestia mnie już więcej nie stresuje. Czuję się przygotowana jak nigdy wcześniej. Czuję, że całe moje życie obrało wreszcie kierunek, w którym chcę podążać. Wysiłek sportowy sprawia, że czuję się świetnie, mam więcej sił, mnóstwo energii, no i mieszczę się w najciaśniejsze jeansy, które miałam w swojej szafie, ba! Mogę w nie nawet wkasać góralski sweter i jedyne co będzie mnie uwierało to owcza wełna.
Keep pushing, Guys! :)