Tuesday, August 28, 2012

Sportowy weekend. Przerwa w treningu. Dylemat.

Poprzedni tydzień miał by tygodniem regeneracyjnym i jeśli chodzi o bieganie takim właśnie był. Nie tylko dystanse były niewielkie - dwóch z nich w ogóle nie zrobiłam. No, ale po kolei.
Firma, dla której pracuję organizowała coroczny piknik z wieloma atrakcjami. Ja zostałam zaproszona do udziału w turnieju plażowej piłki siatkowej, więc bez wahania się na to zgodziłam i z równie wielkim entuzjazmem uznałam, że spotkanie w ramach naszej drużyny, na dzień przed turniejem będzie świetną rozgrzewką. W piłke siatkową ostatni raz grałam...w liceum, czyli wieki temu! No, ale skoro potrafię już tak dużo przebiec i regularnie trenuję od ponad roku nie wydawało mi się, że taki turniej może mnie w jaki kolwiek sposób przeciążyć. Jakże się pomyliłam. Skakanie za piłką po piasku okazało sie bardzo wyczerpujące i już po piątkowej próbie czułam się jak z krzyża zdjęta i zrezygnowałam z biegania. W sobotę był turniej i okazało się, że naszej drużynie idzie bardzo dobrze. Rozegraliśmy siedem setów i zdobyliśmy pierwsze miejsce. Byłam z siebie bardzo zadowolona, pomimo tego, że:
Cenne trofeum :)
- stłukłam sobie palec już w pierwszym secie
- bolały mnie strasznie plecy
- wpadłam na koleżankę i ta do dzisiaj musi nosić mocniejszy makijaż, bo podbiłam jej oko


Od niedzieli jestem tak obolała, że ledwie wstaje z łóżka. Wiem, że to brzmi strasznie, ale pomyślałam, że się po prostu do tego tutaj przyznam. Bolą mnie plecy, łydki, pośladki, nawet łokcie. Ta gra poruszyła takimi częściami mojego ciała, o których ja chyba nawet nie wiedziałam. Wczoraj znowu ominęłam bieganie, ale dzisiaj nie będę miała dla siebie litości, idę biegać i basta. A potem porządne rozciąganie. Póki co to tylko słowa, po powrocie z pracy do domu MUSZĄ obrócić się w czyn.



Dylemat.

Na pikiniku organizowano loterię, w której byłam jednym ze szczęśliwych wygranych. Wygrałam między innymi karnet do klubu fitness na miesiąc nielimitowanych lekcji, przy czym zajęcia odbywają się tam dwa razy dziennie o 5 rano i o 5 po południu. To właściwie taki trening w którym połączono wiele elementów: ćwiczenia kardio, wzmacniające, siłowe i kick boxing. Brzmi super, ale podobno dają w kość. I teraz nie bardzo wiem co robić, wykorzystać ten certyfikat przed półmaratonem czy po? Każda rada będzie mile widziana. W tej chwili mój trening przewiduje ćwiczenia siłowe i wykonuję je we własnym tempie, ale wydaje mi się, że jak się zaangażuję w zorganizowane zajęcia po prostu fizycznie nie dam rady, albo mój wynik na półmaratonie będzie dużo gorszy. A tutaj link do strony Fig Fitness Na ich stronie na Facebook można znaleźć kilka filmików z treningów, jeśli ktoś jest zainteresowany ;)
 
A tutaj w środku to jestem ja ;)
 

Monday, August 20, 2012

Wreszcie tydzień regeneracyjny!

Nie opisuję na bieżąco przebiegu mojego treningu, ale ostatnimi długimi wybieganiami muszę się wreszcie pochwalić. Za mną udane trzy tygodnie. Nie ominęłam żadnego biegu, a dystanse robiłam na spokojnie, lekko je nawet przekraczając. Odwiedzałam też siłownię i generalnie stan mojej motywacji utrzymywał się na wysokim poziomie.

Tak wyglądał plan na ostatnie trzy tygodnie:



A tutaj wyniki:


Tydzień piąty


Tydzień szósty. Biegalam w terenie, nie na biezni...zapomnialam zmienic ustawienia :(


Tydzień siódmy


Pewnie niektórzy zastanawiają się dlaczego nie trzymałam się planu i w tygodniu, kiedy powinnam przebiec 9,5 mili, przebiegłam 11. Otóż postanowiłam zmienić trasę biegów, przejść zupełnie na drugą stroną głównej ulicy w mieście i poznać tamtejsze osiedla domków jednorodzinnych. Uwielbiam biegać takimi ulicami, mogę napatrzeć się na te słodkie amerykańskie domki, skoszone trawniczki, niesamowite samochody. Nie ganiają mnie też żadne psy, ba, nawet żaden nie szczeknie! Bardzo miło. Tylko uliczki są tak kręte, pozaginane, a domki tak podobne momentami, że po prostu się tam zgubiłam. Tydzień temu i w tę sobotę również. Zawsze uważałam, że mam dobrą orientację  w terenie, ale chyba z wysiłku zdolność ta nie została przeze mnie wykorzystana.
Poniżej macie mapkę tego osiedla, nie wiem, może  nie wygląda jak labirynt, ale ja naprawdę do tej pory nie bardzo wiem którędy biegłam. Nie wpadłam też na genialny pomysł, żeby spojrzeć na niebo i kierować się Słońcem. Nic straconego, w końcu uczymy się na błędach, tak?


Najważniejszy jest jednak fakt, że udało mi się zrobić tydzień temu 11 mil, czułam się dokonale i miałam niezły czas. Jestem po prostu z siebie dumna, że trzymam się całego tego planu. Szczerze mówiąc, chyba nigdy nie byłam tak w nic zaangażowana jak w ten projekt półmaratonu. Na pewno w nic, co by dotyczyło sportu ;)

Ten tydzień jest tygodniem regeneracyjnym. Trzy razy do przebiegnięcia 3 mile ( zaokrąglam je do 3.11 tj. 5 km) a w sobotę tylko 7,5 mili. Pestka ;)

Chyba skoncentruję się w tym tygodniu na rozciąganiu i trochę muszę oczyścić organizm ze wszystkich "dobrych" rzeczy, które wczoraj zjadłam. Czeka mnie w związku z tym trochę wysiłku i samodyscypliny, ale nie żałuję nawet jednego kęsa ;)


PS: A dzisiaj rano po zalogowaniu się na http://nikeplus.nike czekała mnie miła niespodzianka:





Tuesday, August 7, 2012

Walka z czasem

Dzisiaj tylko kilka słów na temat moich zmagań z czasem podczas treningów. Zauważyłam dziwną dla mnie prawidłowość, że w momencie kiedy wydaje mi się, że biegnę całkiem szybko, mój czas jest gorszy niż wtedy kiedy wydaje mi się, że poruszam się powolnym truchtem. Ostatnio w moim planie treningowy wydłużają się dystanse i jestem dosyć zmęczona, ale czy to aby na pewno jest przyczyną, że niekiedy dystans jednej mili dłuży mi się w nieskończoność? Dodam tylko, że to nie jest tak, że biegnę wtedy na pół pochylona z wywieszonym językiem. Po prostu biegnę sobie wyprostowana, słucham muzyki, jest przyjemnie, śmiało odrywam nogi od asfaltu, mam wrażenie, że wyglądam jak gepard ;) a za chwile słyszę przyjemny damski głos z aplikacji Nike + Running, że mój czas wynosi 9.40 min na milę. A kiedy drobnym truchtem zaczynam swoje sobotnie wybieganie, ostrożnie żeby starczyło mi sił na cały dystans, mój czas to 8.30 lub 8.50 mili na minutę.

No i wczoraj przeszłam samą siebie. Wyszłam wieczorem przebiec planowe 4 mile, oczywiście kosztowało mnie to naprawdę dużo wysiłku i samodyscypliny, żeby po intensywnym dniu wyjść na trening, ale zrobiłam to...no i nie było tak źle, wręcz przeciwnie. Po czym wpadłam w pętlę czasową i nie wiem co się zaczęło ze mną dziać. Robiłam kółka wokół parku, po osiedlu i najpierw słyszę 9.30 minut na milę, po drugiej mili 9.40....już wtedy wydało mi sie to dziwne. Potem pobiegłam w inną strone i naprawde czułam się jak dziewczyna z reklamy :) Ale biegne i biegnę i biegnę...i biegnę i czekam na tą trzecią milę, a tu nic. Pomyślałam, że pani z aplikacji się nie odezwała albo, że nie usłyszałam i że prawie już jestem u celu. W końcu nie wytrzymałam i patrze na tę całą aplikację a tu dopiero 3 mile! Pomyślałam sobie, że to jakiś żart i chciałam nadrobić swój czas i przynajmniej wydawało mi się, że przyspieszyłam. No i zgadnijcie co...ukończyłam swój dystans w 47.05 min, średni czas 11.41 min/milę. Byłam w szoku, cały czas jestem...moje ostatnie 6 mil przebiegłam w 53.38 min, więc nie pomyślałabym, że mogę aż tak bardzo zwolnić tempo.

Gapiłam się na tę aplikację z niedowierzaniem i na dodatek nie spojrzałam na zegarek jak wychodziłam z domu... więc nie wiem, czy coś się "zacięło" czy naprawdę miałam taki kiepski wynik.

Musze zaopatrzyć się w zegarek sportowy, bo zaczynam się obawiać, że moje pomiary z aplikacją Nike + Running są niewiarygodne...

Po tym wszystkim, o godzinie 22.00 byłam tak przybita, że zakasałam rękawy i zagniotłam i  ugotowałam gar klusek śląskich...będą dzisiaj na obiad :)

Mam nadzieję, że to jednak nie jest tak...

...ani tak :)