Monday, July 16, 2012

Poranne bieganie, czyli jak z nocnej sowy przestawić się na tryb rannego ptaszka.

Na podstawie mojego ostatniego treningu, kiedy to znowu poniosłam porażkę i po pierwsze nie przebiegłam założonego dystansu, po drugie przez następne dwa dni czułam się jak z krzyża zdjęta i omal nie straciłam swojego zapału do trenowania, postanowiłam wytoczyć wojnę przeciwko mojej największej słabości- porannemu wstawaniu.
Może znajdę gdzieś taką prasowankę???

Odkąd pamiętam miałam z tym problem. Nawet kiedy miałam pięć lat, a mama nie mogła mnie dobudzić, jeszcze jak spałam wciągała mi na nogi rajstopy, żebyśmy zdążyły na czas do przedszkola. Przez całą karierę szkolną wystarczało mi standardowe pół godziny na zebranie się i wyjście z domu. Niewiele zmieniało sie przez lata, nawet dojazdy do pracy i na studia nie zmusiły mnie do wygospodarowania większej ilości czasu rano, wszystkie aktywności i obowiązki przesuwałam zawsze na pory popołudniowe i wieczorne. Kiedyś jeden niezwykły lekarz, patrząc na wyniki moich badań hormonalnych od razu stwierdził z przekonaniem, że mam problemy z porannym wstawaniem. Od tamtej pory na wszystkie zarzuty pod adresem mojego porannego lenistwa odpowiadałam tlumaczeniem, że to wszystko przez hormony.

Ale odkąd przeprowadziłam sie w region, w którym lato trwa znaczenie dłużej niż w Polsce, temperatury potrafią być naprawdę wysokie a powiętrze jest bardzo wilgotne i odkąd zaczęłam biegać, okazuje się, że moje tłumaczenia już na nic się nie zdają i muszę podjąć prawdziwą walkę z niewygodnym przyzwyczajeniem. Nie mogę biegać w południe, w porze lunchu, bo jest po prostu za gorąco a dodatkowo na długie dystanse nie wystarcza mi czasu. W każdą sobote mam zaplanowany długi bieg, któremu do tej pory podołałam tylko raz, następne dwa podjeścia w godzinach 10.00-12.00 były wielką pomyłką. Wieczorami teoretycznie jestem zajęta, czasem chciałabym po prostu wyjść z domu albo poleniuchować.
No i ostatni argument jest taki, że półmaraton, w którym chcę wystartować i każdy inny zorganizowany bieg, w którym mogłabym wziąć udział, zaczynają się w godzinach porannych. Po prostu muszę przyzywczaić się do porannego wstawania i kropka.

Moje dobre chęci pozowliły mi do tej pory wpaść na trop kilku artykułów, które mocno polecam śpiochom. Postaram sie zastosować do tych rad i zmienić plan mojego dnia. Za jakiś czas spróbuję też podsumować własne postępy w tym temacie. 


PS:
A kto pamięta łóko-toster z bajki o Jetsonach? :) To byłoby idealne rozwiązanie dla mnie!
 

Zbiór artykułów:

3 comments:

  1. Gdyby dane mi było mieszkać w regionie "w którym lato trwa znaczenie dłużej niż w Polsce" to zrywałbym się biegać rano, codziennie! :-)

    ReplyDelete
  2. No właśnie, a ja tak nie mam i muszę zacząć z tym walczyć i czerpać z tej pogody jak najwięcej! :)

    ReplyDelete
  3. Nie ty jedna masz problem z porannym bieganiem. jeśli już uda mi się wstać odpowiednio wcześnie, to jestem taka kopnięta, że ledwo chodzę, a myślenie o bieganiu boli. Najpierw musiałabym kłaść się koło dziewiątej przez jakieś dwa tygodnie i może by coś z tego wyszło. Dzięki za linki, poczytam :)

    ReplyDelete